KSU, Gdańsk, B90, 25.02.2023 r.

Setlista:

  1. Akordy
  2. Rozbity dzban
  3. Moje stąd
  4. Za mgłą
  5. Gruz i pokrzywy
  6. Liban
  7. Po drugiej stronie drzwi
  8. Tańczący z czasem
  9. Jabolowe ofiary
  10. Awaria obrazu
  11. Dziwne drzewa
  12. Moje Bieszczady II
  13. Pijany gówniarz
  14. Rezerwat czartów
  15. Kiedy naród umiera
  16. Pod prąd
  17. Na krawędzi snu
  18. Martwy rok
  19. Leszek Dziarek solo
  20. Wino za karę
  21. Moja nienawiść, moja depresja
  22. Teledemokracja
  23. Umarłe drzewa
  24. Ludzie bez twarzy
  25. Sztyl od kilofa
  26. 11.11.2012
  27. Kto Cię obroni Polsko
  28. Obywatel
  29. Jabol Punk

Bis:

  1. Nocne kroki
  2. 1944

Przyznam, że nie spodziewałem się, że kiedykolwiek na 40 minut przed planowym rozpoczęciem koncertu KSU będę czekał w 10 minutowej kolejce. A jednak! Publiczność dopisała, B90 było wypełnione, wydaje się, znacznie gęściej, niż chociażby kilka miesięcy wcześniej na T.Love. A z tego, co widziałem, tydzień wcześniej w Warszawie, w Palladium, było tak samo. Cieszy fakt, że zespół swoje 45-lecie świętuje nową, długo wyczekiwaną płytą, przy wypełnionych salach, z dwoma budzącymi spore zainteresowanie stoiskami z zespołowym merchem.

Publika? W wieku zbliżonym do stażu zespołu, mediana może nieco niższa, ale i rówieśników Siczki nie brakowało. Ale absolutnie nie było statycznie, zwłaszcza przy starszych utworach strefa pogo sięgała daleko i nie było zmiłuj. Rodzice i dziadkowie dali młodzieży solidną lekcję.

Koncert odbył się w przeddzień urodziny Siczki, który trzyma formę i solidnie prowadzi zespół przez intensywny dwugodzinny koncert, choć wyraźnie dużo Go to kosztuje, a do tego zmaga się z problemami z prawą dłonią, co utrudnia mu grę na gitarze  (muzyk przez lata grania dorobił się problemów z kciukiem i jednym ze stawem śródręcznych). Tradycyjnie zajął miejsce z boku, po prawej stronie sceny. Koszulka – oczywiście Black Sabbath. Szkoda, że w trakcie występu nie przedstawia muzyków, zwłaszcza z towarzyszącej już od paru ładnych paru lat Matragony. Jakoś ciągle mi tego brakuje, przydałoby się to znacznie bardziej, niż kilka jadowitych i według mnie niepotrzebnych, niesmacznych komentarzy politycznych. Może to kwestia przyzwyczajenia i dość mocnego ustabilizowania składu ostatnimi laty? Na gitarze – Maciej “Borsuk” Biernacki, a sekcję tworzą Tomasz “Szamot” Rzeszutek i Leszek “Dziaro” Dziarek. Ekipa silna i zgrana, choć… No dobra, o tym za chwilę.

Oczywiście już kilka sekund po wyjściu muzyków na scenę zaczęły się okrzyki domagające się zagrania Jabol Punk, które towarzyszyły nam niemalże do końca koncertu. Trzeba przyznać, że z biegiem lat Siczka znalazł świetne cięte riposty skierowane do najbardziej zniecierpliwionych. Kiedyś nawet sprytnie od tego numeru koncert zaczynali, ale niewiele to pomagało.

Tym razem koncert rozpoczęły Akordy, ciepło przyjęty, chyba najlepszy numer z nowej płyty, z której później wybrzmiały jeszcze równie udane Gruz i pokrzywy i słabszy Rezerwat czartów. 

Setlista? Rozbudowana, zróżnicowana i dobrze zbudowana. Utwory czadowe były fajnie wymieszane z tymi spokojniejszymi, w których udział brała skrzypaczka Eliza Kuźnik i muzycy Matragony, pojawiający się czasem, w mniejszym składzie, i przy tych ostrzejszych. Ta współpraca trwa już ładnych parę lat i sprawdza się znakomicie. Choć wciąż widok, kiedy na scenie obok KSU stają muzycy grający na harfie, lirze korbowej czy cymbałach strunowych, robi nieco surrealistyczne wrażenie. Ekipa jest ewidentnie coraz lepiej zgrana, coraz więcej, w tym całe zwrotki, dośpiewuje Malwina Zych-Oklejewicz.

Oczywiście wspólnie najlepiej wypadają balladowe numery – Za mgłą, Tańczący z czasem, Moje Bieszczady, Dziwne drzewa, Kiedy naród umiera.  Ale, sądząc po reakcji publiki, klasykiem stał się także ostrzejszy Rozbity dzban, a co ważne do setlisty trafiają kolejne wspólne udane opracowania, jak znakomita Moja nienawiść, moja depresja. A według mnie jednym z najlepszych wspólnych numerów jest mniej znany Obywatel.

Numery z Matragoną magiczne i świetne, ale oczywiście wszyscy najbardziej czekali na klasyki, zwłaszcza te z rewelacyjnego debiutu zespołu. Największy szał zaczął się zatem kiedy Siczka zapowiedział “balladę Liban”. Z Pod prąd wybrzmiało zresztą aż 10 numerów. Każdy wzbudzał niezwykłe emocje, każdy był odśpiewywany w całości. Ale w zasadzie wokół mnie większość numerów była śpiewana razem z Siczką w całości, także ewidentnie i numery z ostatnich płyt weszły do kanonu zespołowych klasyków.  

Zabawna sytuacja zdarzyła się pod koniec pierwszej części koncertu, kiedy zespół zaczął grać Na krawędzi snu, a Siczka zaczął śpiewać… Martwy rok. Jak przyznał później wokalista, nie spał najlepiej poprzedniej nocy, stąd przepraszał za pomyłki jakie mu się zdarzały. Jeżeli jakieś faktycznie oprócz tej były, to co najwyżej przy zapowiadaniu numerów.

KSU od dawna ma w swoim repertuarze dość długie solo perkusyjne Dziarka. Co ciekawe tym razem wzbudziło ono dość duże i narastające niezadowolenie wśród publiczności, rozlegały się solidnie gwizdy, głośno i dosadnie domagano się powrotu grupy. Ci po krótkiej przerwie wrócili i zagrali  jeszcze dwanaście numerów. Niezadowolonych nie było.


Pod koniec mieliśmy jeszcze sto lat dla zespołu z okazji 45-lecia, i dla Siczki w wigilię urodzin. Polało się nawet jakieś wino puszczone w obieg do kilku pierwszych rzędów.