Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj

Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj
Mery Spolsky
Wielka Litera sp. z o.o., 2021

2.5 out of 6 stars

Warszawa 2021 Wielka Litera sp. zoo

Chciałabym tą książką zainspirować do robienia rzeczy po swojemu i odczuwania szalonej radości z życia wbrew temu, co mówi tytuł. To wszystko to też bardzo osobiste myśli. Ktoś, kto to czyta, może wejść w głowę postaci, którą stworzyłam – pisze Mery Spolsky we wstępie.

Tytuł jest prowokacyjny i niezrozumiały, aż do samego końca, gdzie znajduje się… testament autorki z pozytywnym zakończeniem. Zabieg ten wydaje się mieć charakter wyłącznie marketingowy i jest całkowicie zbędny, nie pasując do tej pozytywnej książki.

Mery Spolsky kilka lat temu przebojem wkroczyła na polską scenę muzyczną, wyróżniając się niebanalnymi, i bezpruderyjnymi, momentami ostrymi, tekstami,  wypełniając też pewną lukę w kategorii, hmm, ambitnego electropopu? Na pewno ma coś do powiedzenia i warto Jej karierę śledzić.

Pandemiczny 2019 rok, 26-letnia wówczas Artystka wykorzystała na napisanie tej książki, stanowiącej trochę pamiętnik, a trochę zbiór różnych przemyśleń i felietonów. To zestaw momentami zaskakująco szczery, a momentami jakby uciekający w wyimaginowaną rzeczywistość pisaną z pozycji wykreowanej postaci. Wskazując inspirację czy podobieństwa, pokazałbym książki Katarzyny Nosowskiej.

Te teksty mają rozbawiać, przedstawić pokraczny punkt widzenia na pewne rzeczy i do docenienia tego co się ma. Pozwalam trochę zajrzeć w głąb mojej głowy, ale robię to po to, aby usłyszeć lub przeczytać – Ej, Mery ja też tak mam.

I na pewno tego też tak mam wielu czytelników będzie miało sporo (Nie umiem mówić nie, Czarna myśl). Zainteresowani wyłącznie karierą muzyczną Artystki nie mają czego tu szukać, ten aspekt ledwie delikatnie gdzieś tam przemyka w tle. Książka dotyczy bardziej czasu wolnego, imprez, związków i różnych przemyśleń autorki. To zbiór bardzo różnych historii. Co my tu mamy? Przemyślenia o swoich związkach, czasem uogólnione (Tryb demo), zmagania z samooceną i samooakceptacją (Fałdka faux-pas łdka), różne ciekawe obserwacje społeczne (Cekinowa bomba) czy deklaracje dziewczyńskiej solidarności (Do wszystkich dziewczynek, lalek, kobiet, bogiń i królewień). Czasami dość mocno odsłoniętą prywatność i własne uczucia (Tata), zwłaszcza w rozdziałach o przedwcześnie zmarłej mamie (Najsmutniejsza dziewczyna roku). Gdzieś pomiędzy wciśnięte mamy jakieś wiersze, pamiętnikowe wspomnienia – mniej lub bardziej nostalgiczne (Kuźnice welcome to, Francja elegancja, Z góry sorry).

Książka charakteryzuje się też oryginalną, współczesną (nowoczesną?) szatą graficzną. A to zmiana koloru, a to dużo grafik czy zabawy tekstem – tu coś napisane do góry nogami, tam dodatkowe treści w ramkach, jeszcze gdzie indziej tekst ułożony w jakiś kształt czy do góry nogami. 

Mamy też dużo zabawy formą treści – strumień myśli, wiersze. Momentami bywa to drażniące i męczące – to co sprawdza się w utworach, kiepsko czyta się na kartkach książki. Trochę szkoda, bo generalnie przecież Mery bardzo dobrze radzi sobie z językiem polskim. Ma bogaty zasób słownictwa, niebanalne skojarzenia, błyskotliwe metafory, czasem aż chce się przyklasnąć. Dużo tu także wulgaryzmów, jak dla mnie za dużo, choć jeśli ktoś ma się bardziej oburzyć czy zniesmaczyć to chyba w, skądinąd intrygującym, Trapowym opowiadaniu, które zresztą jest na początek.  Książka nie niesie jednak żadnych kontrowersji, sprytnie i mądrze unika trudniejszych tematów.

Czyta się to dobrze i tylko momentami, zwłaszcza pod koniec, miałem wrażenia pewnych powtórzeń i zmęczenia materiału. Rozdziały mają różny poziom, czasem mogą nieco drażnić infantylizmem. Jest jednak odpowiedni dystans, poczucie humoru i pozytywne przesłanie – mnie najbardziej rozśmieszył Łososiowy but.

Ogólnie lektura lekka, zarazem jednak zaskakująco błaha. Wydawca na pewno sporo zaryzykował i brawo dla niego za podjęcie tego ryzyka.

Czy to portret pokolenia? Bez przesady. Na pewno jednak współcześni dwudziestoletni najprędzej się w tym odnajdą. Im oraz fanom Artystki polecałbym tę książkę.

Książka doczekała się wersji audiobook z udziałem Ralpha Kamińskiego, Krzysztofa Zalewskiego, Macieja Maleńczuka, Marii Peszek czy Margaret i Ewy Chodakowskiej. Oraz wersji płytowej, gdzie na bazie całych rozdziałów książki powstały całe kompozycje. Warto sięgnąć po album – jeśli się spodoba, to spodoba się i książka.