Błażej Król, Gdańsk, Stary Maneż, 17.03.2024

  1. Druga pomoc
  2. Pewne kwiaty
  3. Im dłużej milczysz to…
  4. Nieco głębiej
  5. TAK JAK TY
  6. Miałem już nie tańczyć
  7. Skacz na głębinę
  8. ZŁA WIDOCZNOŚĆ
  9. powoli
  10. spróbuję / STRAŻNIK
  11. Głos wewnętrzny
  12. całą ciszę / POKÓJ NOCNY
  13. Prawda
  14. 10 lat
  15. Będę żałował
  16. Te smaki i zapachy
  17. z tobą / DO DOMU

   Bisy:

  1. Nie chcę słuchać, że kiedyś lepiej było
  2. Pierwszy i ostatni

Marcowy koncert pierwotnie był częścią trasy, która miała odbyć się w grudniu. W całości została ona wówczas przełożona, a cztery miesiące później zmieniła też szyld, tytularnie nawiązując do najnowszego, znakomitego singla artysty Nie chcę słuchać, że kiedyś lepiej było. Parę miesięcy minęło, ale aura typowo zimowa – solidny śnieg i zimnica.

Trochę przestraszyłem się wchodząc na salę jakieś 30 minut przed planowanym startem. Pusto… Kilka osób przy barierkach, garstka na kanapach. 15 minut przed rozpoczęciem imprezy wciąż wyglądało to źle, ale koniec końców sala wypełniła się w całości.

Ostatecznie liczna publiczność – co być może już charakterystyczne dla tej współczesnej – niespecjalnie kwapiła się jednak do wykrzesania z siebie jakichkolwiek dźwięków wykazujących zniecierpliwienie bądź rozgorączkowanie w oczekiwaniu na gwiazdę wieczoru, nie mówiąc już o skandowaniu personaliów wykonawcy. Ot, mijały kolejne minuty, leciała sobie w tle jakaś miałka, niemalże marketowa muzyka, gdy na scenie w pełnym świetle, bez żadnej zapowiedzi czy intro wszedł Błażej Król z zespołem.

Wokalista – przez większość utworów dzierżący akustyczną gitarę – z miejsca kupił sobie audytorium, od razu wchodząc w swojską relację ze zgromadzonymi, niektórymi solidnie już zaprawionymi barowym asortymentem. Naturalny luz, specyficzny styl bycia, dużo autoironii i dystansu do siebie artysty wyrażała nie tylko oryginalna koszula z końskimi ornamentami, niczym z sopockiego hipodromu. 

I ruszyła machina – głównie w klawiszowym, elektronicznym sosie i głównie z bardzo udanej ostatniej płyty (8 numerów). Świetne wrażenie robił towarzyszący muzykowi zespół, gdzie szczególnie wyróżniali się roztańczony, rozgibany basista, sięgający także po klawisze Jan Migdal oraz zjawiskowa saksofonistka, grająca z wielkimi emocjami (i na wielkim saksofonie), Monika Muc. Śmiało można by modnie zatytułować ten artykuł tekstem, że ta dwójka skradła królewski show. Z tyłu wraz z nimi urzędował jeszcze perkusista Thomas Fietz, a na pierwszym froncie Błażejowi towarzyszyły, nieco schowana muzycznie i wolumenowo, ale cały koncert uśmiechnięta – gitarzystka Joanna Purzycka i oczywiście żona Iwona na klawiszach. 

Jak wspomniałem, chemia z publiką złapana została szybko, przynajmniej ta z pierwszych rzędów jadła niemalże artyście z ręki, śmiejąc się z najdrobniejszych tekstów i żarcików, ekstatycznie doceniając jego tańce i oryginalne, pełne emocji sceniczne ruchy. A propos publiki, dawno nie widziałem tak mało telefonów – spontaniczne zdjęcia i nagrywanie, pełne skupienie na muzyce, a smartfony wyjęte dopiero na żądanie artysty, który poprosił, aby wszyscy przetestowali latarkę – aplikację do świecenia, którą rzekomo wszystkim zainstalował.

Żarcików nie brakowało, ale w sumie to Błażej dużo jednak naobiecywał, a pozostał trochę niekonsekwentny.  Co najmniej dwukrotnie zapowiadał, że porozmawiamy bo ma dużo do powiedzenia, ale i dużo piosenek do zagrania, więc za chwilę. Ostatecznie jednak tych opowieści nie doczekaliśmy, a numery leciały jeden za drugim.

Zapowiedział też specjalny żart, którego nie opowiedział. A momentami zapędzał się spontanicznymi tekstami w dość dziwne porównania i rejony, których eksploracje przerywały wyrażana na głos autorefleksja lub pełne politowania spojrzenia małżonki zza klawiszy. Grozą powiało, kiedy powiedział nagle, że coś tu jedzie śledziem, po czym po chwili zaczął się tłumaczyć, że nad morzem je dużo ryb, a teraz mu się to wszystko odbija i mikrofon śmierdzi rybą, tak, że nie nadaje się do użytku i trzeba go będzie wystawić w ramach WOŚP. Śmiech publiki tyleż radosny, co pełen ulgi. A może to wszystko to takie inteligentne zgrywy? Dzieci w pierwszym rzędzie, powstrzymały też Błażeja – co sam przyznał – od mówienia, że jest zajebiście. Choć w pewnym momencie koncertu rozgrzany emocjami, spontanicznie puścił pod nosem soczystą wiązankę. 

Dobrą atmosferę budowały też charakterystyczne dla artysty oryginalne dialogi i przekomarzanki z żoną w piosenkach takich jak Nieco głębiej, Pewne kwiaty czy z tobą / DO DOMU. Znakomicie, żarliwie uczuciowo wypadło także zaśpiewane z Iwoną w duecie10 lat. 

Muzycznie najwięcej emocji wzbudziły oczywiście te najbardziej znane Te smaki i zapachy, TAK JAK TY, a także Miałem już nie tańczyć oraz bisowe Nie chcę słyszeć, że kiedyś lepiej było. Nie dziwię się. Perełką było emocjonujące powoli, z brawurowymi partiami saksofonu, przedzielone anegdotami i rozmowami z publicznością.

Zabrakło mi Nic nowego, wydawało mi się, że to hit i pewnik. Cóż. Zaskoczeniem było też dla mnie dość hałaśliwe i ostre zakończenie koncertu numerem Pierwszy i ostatni. A zatem na koniec bardziej alternatywnie i mainstreamowo.

80 minut i było po sprawie. Dość szybko, może z lekkim niedosytem, choć utworów granych było sporo.

Zapamiętam ten koncert ze świetnej luzackiej, swojskiej atmosfery na scenie i pod sceną oraz roztańczonych, grających z wielką werwą uśmiechniętych muzyków. Kilka numerów może słabszych, gdzieś w pewnym momencie może zbyt monotonnie-elektronicznie, może warto mocniej podgłośnić elektryka (z akustycznej gitary Króla nierzadko bowiem leciały solidne iskry) nie wpływa to jednak na wysoką ocenę całokształtu.

Pełna sala udowadnia tezę, że popularność tego nietuzinkowego, oryginalnego artysty rośnie wraz z ostatnimi płytami i coraz liczniejszymi hitami. Ciekawym jak to wszystko się rozwinie.