Ronnie

Artykuł oryginalnie opublikowany na rockers.com.pl 22.05.2010 r.

Dopiero co usłyszałem od Craiga Goldy, że pracują z Ronniem nad drugą częścią płyty Magica. Dopiero co mieliśmy okazję oglądać film zamieszczony w serwisie YouTube, w którym wyraźnie chory, ale nieźle trzymający się Ronnie James Dio zapewniał, że pokona chorobę. Jeszcze rano czytaliśmy na Twitterze oświadczenie żony i menedżerki, Wendy: Don’t believe the rumors, Ronnie is still hanging in there!!

Tymczasem wieczorem, dotarła straszna wiadomość. Ronnie James Dio nie żyje. Wiadomość, w którą ciężko uwierzyć i z którą ciężko się pogodzić.

W głowie kłębi się masa myśli i wracają wspomnienia…

Spojrzenie kolegi na okładkę Anthology i pytanie Co to za dzikus? Weź i posłuchaj – odpowiedziałem. Jeszcze tego samego dnia dzwonił z zachwytem opowiadając o kolejnych utworach. Nie on jeden…

Ronnie maszerujący po dachu jakiegoś budynku w klipie Rainbow in the Dark, z niezwykłą emfazą śpiewający kolejne wersy. Ronnie z mieczem i groźnymi minami w wideo do Holy Diver. I inne klipy. Zabawne, lekko kiczowate, ale nagrane z jajem i olbrzymim dystansem do siebie. The Last in Line, Rock and Roll Children, Sacred Heart

Film Tenacious D i kostka przeznaczenia i „modlitwa” głównego bohatera do plakatu Dio… Nieoczekiwanie Ronnie schodzi z plakatu i wyśpiewuje życiowe porady. Dla wielu to był szok. Szok, że ten – z reguły przecież poważny i wydawać by się mogło pozbawiony poczucia humoru – facet ma taki dystans do siebie.

Ale przede wszystkim wraca muzyka. Zachwyty nad Heaven and Hell, Neon Knights, Children of the Sea,, Voodoo,The Sign of the Southern Cross, I, Computer God. Zachwyty nad Tarot Woman, Rainbow Eyes, Catch the Rainbow,Stargazer. W końcu, zachwyty nad Holy Diver, Rainbow in the Dark, Dream Evil, Straight Through the Heart, One Night in the City. I nad całą masą innych utworów.

Współtworzył olbrzymi sukces Rainbow. Nie tyle podniósł Black Sabbath z kolan, ile potrafił przywrócić temu zespołowi blask i poziom z czasów Ozzy’ego. W końcu – ponad 25 lat z sukcesami występował solo. Podobnie jak Osbourne miał szczęście do znajdowania gitarowych wirtuozów, którzy u jego boku zyskiwali sławę. I – również podobnie – już na samym początku kariery wypuścił dwie płyty, które na stałe weszły do hard rockowego kanonu. Potem jego kariera toczyła się już różnie. Ale nie dał się odsunąć w cień, nie pozostał reliktem minionych epok. Przetrwał ciężki dla rocka okres końca lat 90. XX-wieku i potrafił powrócić z przytupem, wydając w 2000 roku album Magica, który przyczynił się do renesansu jego popularności.

Był jednym z najbardziej charakterystycznych i najlepszych rockowych wokalistów, a jego silny głos i specyficzny, pełen patosu sposób śpiewania stanowił inspirację dla wielu twórców. Świetnie śpiewał, zarówno te agresywne, dynamiczne utwory, jak i delikatne ballady. Ale najbardziej lubiliśmy go chyba w wolnych i ciężkich utworach, kiedy objawiał pełnię swego talentu. Lubiliśmy… Ciężko się pogodzić z tym, że trzeba używać czasu przeszłego.

No i teksty utworów. Zanurzony po uszy w świecie fantasy, wyśpiewywał masę poruszających wyobraźnię historii. Ale potrafił też wyjść z tego kręgu i zaskoczyć trafnymi i kąśliwymi uwagami na temat kondycji świata.

Czytając wspomnienia muzyków, tych którzy go znali, przed oczami mam obraz niezwykle przyjaznego, dowcipnego, pogodnego i skromnego człowieka, którzy cieszył się w rockowym światku olbrzymim szacunkiem. Którego w podejściu do muzyki cechował przede wszystkim profesjonalizm. Był inspiracją dla wielu gwiazd współczesnej sceny. Hołd na swoich koncertach oddają mu najwięksi… Zawsze cieszył się olbrzymim szacunkiem u fanów. Zawsze zaangażowany, oddawał całe swoje serce muzyce. Nie był bohaterem pierwszych stron gazet. Nie wywoływał skandali, nie szukał ekscytacji i docenienia poza sceną. Skromny, stał na uboczu i robił swoje.

Świat rocka poniósł ogromną stratę. Ta luka nigdy nie zostanie wypełniona…